niedziela, 14 stycznia 2018

Historyk o(d)powiada... Paweł Duda


Rozpoczęty tydzień temu cykl mini-wywiadów z historykami zajmującymi  się epoką spotkał się z dużym zainteresowaniem Czytelników, obiecuję więc co niedziela publikować nowy odcinek. 
Miło mi poinformować, że kilku znanych i lubianych specjalistów zgodziło się odpowiedzieć na moje pytania – chciałbym im wszystkim bardzo serdecznie za to podziękować.

Dziś zapraszam do rozmowy z Pawłem Dudą. Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii, adiunkt w Za­kładzie Historii Nowożytnej XVI-XVIII wieku Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego. Zajmuje się relacjami dyplomatycznymi między Rzecząpospolitą Oboj­ga Narodów a Stolicą Apostolską w pierwszej połowie XVII wieku, jak również polityką zagraniczną państwa polsko-litewskiego postrzeganą przez pryzmat nun­cjuszy apostolskich oraz rolą Rzeczypospolitej w wojnie trzydziestoletniej.

1. W jaki sposób zaczęła się Pańska przygoda z historią, kiedy zdał Pan sobie sprawę że chciałby się nią zajmować zawodowo?
Moja przygoda z historią zaczęła się bardzo wcześnie, bo już w wieku 5 lat. Pamiętam, że w 1987 roku Tata zabrał mnie i starszego brata na zamek do Będzina. Opowiadali mi o królach, rycerzach, zamkach, etc. Tak mnie to zainteresowało, że jeszcze tego samego wieczora znałem na pamięć poczet władców polskich. Gdy dzieci w przedszkolu rysowały autka i kwiatki, ja zapełniałem kartki bazgrołami, które w jakimś stopniu nawiązywały do historii – zamkami, rycerzami, etc. Co ciekawe – większość tych rysunków zachowała się do dnia dzisiejszego. W kształtowaniu tej pasji wspierała mnie rodzina. Rodzice kupowali mi „Przedszkolaka elementarz dziejów” - książeczki o tematyce historycznej dla najmłodszych, brat czytał trylogię przed snem, a ciotka – będąca nauczycielką historii opowiadał o Sobieskim. Później, gdy historia stała się jednym z przedmiotów szkolnych, rodzice starali się przekazywać mi treści, które wówczas wykraczały poza program nauczania. I tak to się kręciło. Po ukończeniu liceum, nie mając za bardzo pomysłu kim chcę zostać w przyszłości, zdecydowałem się na kierunek najbliższy moim zainteresowaniom i podjąłem studia historyczne na Uniwersytecie Śląskim. Długo powtarzałem sobie, że nie zostanę historykiem i interesuje mnie jedynie uzyskanie tytułu magistra, ale naturalną koleją rzeczy, historia, a właściwie jej nauczanie stało się wyuczonym zawodem, a ja zmieniłem podejście. Chyba wówczas, tzn. pod koniec studiów zrozumiałem, że chciałbym się tym zajmować zawodowo, a późniejsza sugestia pisania doktoratu tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła.

2. Który postać historyczna jest Pańską ulubioną i dlaczego?
Gdybym miał kogoś wskazać, postawiłbym na Zygmunta III Wazę. Chyba głównie dlatego, by oddać mu sprawiedliwość. Władca ten dotychczas nie miał szczęścia do historyków, którzy zazwyczaj oceniali go bardzo krytycznie, zarzucając mu gotowość do poświęcenia Rzeczpospolitej dla idei powrotu na tron szwedzki, uleganie wpływom Habsburgów, jezuitów i papiestwa, nietolerancyjność a przede wszystkim opór wobec koncepcji osadzenia syna Władysława Zygmunta na tronie moskiewskim. Taki sposób postrzegania Zygmunta III jest nadal bardzo popularny. Na szczęście od kilku lat można zauważyć odwrotną tendencję, u podstaw której leży szerszy dostęp do źródeł historycznych, również obcych. W efekcie postać króla z kolumny jest odbrązawiana. I bardzo dobrze, bo rzetelna analiza materiałów źródłowych pozwala stwierdzić, że był to władca świadomy swych celów politycznych, trzeźwo myślący, umiejący właściwie ocenić realia oraz racjonalny, niedziałający pod wpływem impulsu. W mojej subiektywnej ocenie był to jeden z lepszych władców polskich wybranych w systemie viritim, o ile nie najlepszy.

3. Może się Pan się cofnąć w czasie i poznać postać historyczną, być świadkiem jakiegoś wydarzenia lub też zobaczyć/zbadać jakiś artefakt. Jaki byłby Pański wybór?
W przypadku postaci historycznej odniosę się do poprzedniego pytania – niewątpliwie chciałbym poznać Zygmunta III, o ile by mnie dopuszczono przed oblicze władcy (śmiech). Poza tym jestem nuncjaturzystą i pracuję na materiale źródłowym wygenerowanym przez nuncjuszy apostolskich. Najwięcej miejsca oczywiście poświęcam tym, którzy urzędowali w Polsce, szczególnie w latach 20-tych i 30-tych XVII wieku. Znam ich korespondencję, na jej podstawie jestem w stanie pokusić się o pewien rys charakterologiczny, aczkolwiek byłoby przyjemnością móc osobiście poznać „obiekty” moich badań.
Gdybym miał wskazać jakieś wydarzenie historyczne, którego chciałbym być świadkiem, to jest ich kilka. Na czele tej listy umieściłbym przygodę trzech panów z oknem, czyli defenestrację praską i osławiony wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w 1633 roku.  

4. Z której spośród swoich publikacji jest Pan najbardziej dumny?
Na razie z żadnej. Nie chciałbym, aby to zabrzmiało jakoś wyniośle, ale wierzę, że te najważniejsze publikacje dopiero przede mną. Póki co puściłem w świat kilka artykułów. Każdy opublikowany oczywiście jest w pewien sposób satysfakcjonujący, tym bardziej, że mój dorobek nie jest oszałamiający, ale dumą bym raczej tego nie nazwał.
Jeśli miałbym wskazać coś, to interesujący wydaje się być rozpoczęty na kartach „Studiów nad staropolską sztuka wojenną” (t. IV i V) cykl artykułów ukazujących jak dyplomacja papieska postrzegała wojnę polsko-szwedzką z lat 1626-1629, zatytułowany: „Wojna o ujście Wisły w relacjach i ocenie dyplomacji papieskiej” (obydwa udostępnione są na www.academia.edu). Konflikt ten, jego przebieg oraz uwarunkowania międzynarodowe szczególnie mnie interesują. Artykuły te mogą stanowić przyczynek do badań nad tym konfliktem, tym bardziej, że jak na razie, nie licząc cennej pracy Adama Szelągowskiego temat ten nie doczekał się rzetelnej monografii.
Obecnie szykuję do druku dwie prace. Pierwsza to monografia obrazująca stanowisko papiestwa wobec polskiej polityki zagranicznej w latach 1623-1635. Wierzę, że będzie to zwieńczenie pewnego etapu moich badań. Wszystko wskazuje na to, że praca ta ukaże się już jesienią tego roku. Druga to edycja źródłowa, a dokładnie korespondencja nuncjusza Santa Croce z lat 1628-1629, którą przygotowujemy wraz z dr hab. Henrykiem Litwinem w ramach serii Acta Nuntiaturae Polonae. Mam nadzieję, że również ta praca ukaże się pod koniec 2018 roku. Wówczas będę mógł udzielić innej odpowiedzi na to pytanie.

5. W toku swojej edukacji i pracy naukowej poznał Pan wielu wybitnych badaczy. Który z nich wywarł na Panu największy wpływ?
Faktycznie miałem przyjemność poznać kilku wybitnych badaczy. Z tego grona niewątpliwie największy wpływ na mnie wywarł mój mistrz prof. Ryszard Skowron. Był i nadal jest pierwszym moim prawdziwym nauczycielem. Miałem przyjemność uczęszczać do Profesora na seminarium najpierw magisterskie, a następnie doktoranckie, a obecnie Profesor jest moim przełożonym. Pod skrzydłami prof. Skowrona kształtowałem i nadal kształtuję swój warsztat. Jego prace, przede wszystkim „Olivares, Wazowie i Bałtyk”, a także „Pax i Mars”, ukazujące relacje między Rzeczpospolitą a Hiszpanią, pod względem warsztatowym stanowią dla mnie wzór do naśladowania. Ponadto cenię sobie wszelkie wskazówki i sugestie, jak również rozmowy, które prowadzimy na przeróżne tematy.
Jak już zostało zasygnalizowane od kilku lat mam przyjemność współpracować z dr hab. Henrykiem Litwinem przy wydawaniu Akt Nuncjatury Polskiej. Z tej współpracy także czerpie pełnymi garściami. Henryk posiada olbrzymią wiedzę odnośnie funkcjonowania dyplomacji, w tym oczywiście dyplomacji papieskiej oraz wzorowy warsztat. Wszelkie sugestie i wskazówki jakich mi udziela staram się uwzględniać w moich badaniach.
Duży wpływ odcisnęły na mnie prace innych nuncjaturzystów przede wszystkim prof. Teresy Chynczewskiej-Hennel oraz prof. Wojciecha Tygielskiego.
Cenię sobie również dokonania historyków z mojego zakładu (przyp. Uniwersytet Śląski, Instytut Historii, Zakład Historii Nowożytnej XVI-XVIII w.): dr hab. Aleksandry Skrzypietz, dra hab. Dariusza Rolnika i dr Aleksandry Barwickiej-Makuli.
Dużą inspiracją są dla mnie prace i działania historyków z mojego pokolenia, zwłaszcza: Przemysława Gawrona, Zbigniewa Hunderta, Wojciecha i Katarzyny Walczaków.

6. Dużo młodych ludzi czerpie aktualnie wiedzę historyczną z memów, filmików na YouTube i blogów internetowych. Jakie jest Pańskie zdanie na temat tego trendu?
Niewątpliwie internet pozwala popularyzować historię i stwarza możliwości zaistnienia oraz dotarcia do szerszego kręgu odbiorców. Trzeba natomiast podchodzić do tego z dystansem, dużą dozą wybiórczości oraz pewnym rozeznaniem. To ostatnie z kolei może być tylko i wyłącznie wynikiem lektury źródeł i opracowań. Błędem jest przyjmowanie wszystkiego co znajdziemy w internecie jako prawdy objawionej, a niestety, głównie na podstawie komentarzy zamieszczanych na facebooku pod postami o tematyce historycznej, jestem w stanie stwierdzić, że to zjawisko się pogłębia. Jeszcze jakiś czas temu starałem się polemizować z różnymi poglądami, dotyczącymi panowania Wazów, dziś już raczej tego nie robię – uważam, że szkoda czasu. Memy o tematyce historycznej traktuję raczej z przymrużeniem oka. Mają one dla mnie głównie charakter humorystyczny i jestem jak najdalszy od czerpania wiedzy w ten sposób. Przyznam się, że filmów na You Tube raczej nie śledzę. Blogi są osobną kwestią. Rzetelnie prowadzone przez prawdziwych pasjonatów historii mogą stanowić inspirację. Śledzę poczynania kilku blogerów, którzy dzielą się swoją niebagatelną wiedzą na określony temat, np. kadrinazi.blogspot.co.uk (śmiech). Przyznam się, że sam też prowadzę bloga poświęconego historii lokalnej, ale na razie więcej nie zdradzę. Ostatnio wiele czasu spędzam przeglądając academię.edu. Fajnie, że coś takiego funkcjonuje.

7.  Najważniejsza Pańska rada dla przyszłych historyków?
Nawet kilka.
Po pierwsze – szacunek dla źródła i ustaleń innych historyków. Praca ze źródłem to jest fundament naszej pracy. Tworzenie czegokolwiek na podstawie tylko i wyłącznie opracowań naukowych jest jedynie kompilacją. Obecnie historycy mają większe możliwości, co związane jest z postępującym procesem digitalizacji archiwaliów, jak również coraz większą ilością edycji źródłowych na rynku wydawniczym.
Po drugie – cierpliwość i konsekwencja. W tym zawodzie nic nie przychodzi od razu. Solidne opracowanie konkretnego zagadnienia trwa. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, a przy tym konsekwentnie pracować. Kwestia ta dotyczy praktycznie każdego etapu pracy – od kwerendy, przez opracowanie źródeł, do tworzenia publikacji.
Po trzecie – skrupulatność i dokładność. Komunałem byłoby stwierdzenie, że musimy brać odpowiedzialność za swoje tezy. Na każdym etapie badań historycznych należy wszystko dokładnie sprawdzać, by nie postawiać pola do nadinterpretacji.

8. W czasie wolnym najbardziej lubi Pan…
Ciężko w przypadku pracownika naukowego mówić o czasie wolnym. To jest praca, a raczej pasja, która nigdy się nie kończy. Wychodzę z pracy i dalej o niej myślę. Jestem raczej domatorem i jeżeli już znajdę wolną chwilę to staram się ją spędzić z żoną i synem. Oczywiście mam swoje pasje i zainteresowania. Odskocznią od historii nowożytnej jest dla mnie historia lokalna – dokładniej dzieje Zagłębia Dąbrowskiego oraz malarstwo impresjonistyczne. W naprawdę wolnym czasie układam puzzle – reprodukcje dzieł impresjonistów. Samo układanie puzzli w jakiś sposób nawiązuje do procesu badania historii, w którym z niewielkich fragmentów listów, depesz, etc. tworzymy ogólny obraz. Ułożone puzzle oprawiam w antyramy i wieszam na ścianach. Żona śmieje się, że mamy małe Musee d’Orsay w mieszkaniu.
Poza tym moje zainteresowania raczej nie odbiegają od ogólnych standardów. Lubię obejrzeć dobry mecz piłki nożnej. Czasem pogram w halówkę z kolegami z pracy. Lubię przeczytać dobrą książkę oraz obejrzeć film.


2 komentarze:

  1. Jak historyk z historykiem - pozdrowienia dla Was obu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam, nie wątpię że Paweł też :)

      Usuń