Opis wyprawy poselskiej Wojciecha Miaskowskiego na dwór
sułtański w 1640 roku to wspaniałe źródło różnych informacji, dotyczących zresztą
nie tylko hospodarstwa i państwa tureckiego. Zbigniew Lubieniecki w swoim
diariuszu przedstawia bowiem dużo anegdot, prezentując poglądy polskiego
szlachcica podróżującego po raz pierwszy do orientalnego kraju. Nie mogło tam
zabraknąć nawet sprzeczek i burd. Oto krewka natura panów braci dała znać o
sobie w okolicy Kamieńca Podolskiego, u kresu podróży powrotnej, do tego przy
spotkaniu z oddziałem polskiego wojska. Oddajmy głos samemu autorowi relacji:
Niejaki P. Opolski, chorąży[1] P.
Potockiego[2],
wojewody bracławskiego, powadził się z P. Kosakowskim, towarzyszem naszym,
strony gospody. P. Kosakowski dał mu pięścią w gębę, aż pod konie wpadł, bo też
pijany beł. Wziąwszy odszedł. Potym towarzystwo tego chorążego zeszło się –
kupa wielka, bij! Zabij! na P. Kosakowskiego. A nas też kilkanaście przy P.
Kosakowskim beło, mają in animo[3] do
gar(d)ła nie odstępować go, aż niejaki P. Zbigniew Borysławski ukoił to wszystko.
Beł tam jeden taki, że gdy mu z kompaniej mojej rzekł jeden: „Mój braciszku”,
on zaraz „By cię zabito, taki matki synu! Bij się ze mną, bo ja cały brat, nie
braciszek!”
Jak widać wszystko rozeszło się „po kościach”, nie mamy tu
typowego dla Paska czy Poczobuta Odlanickiego siekania się szablami. Być może
zaważył na tym fakt, że Kosakowski należał do świty posła i to nieco uspokoiło
bojowe nastroje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz