O barwnej karierze wojskowej pana Jana Poczobuta
Odlanickiego wspominałem już na blogu kilkakrotnie. Nie brakło tam pojedynków i
burd. Dzisiaj ukażemy jednak jego łagodniejsze oblicze – jako wiernego
towarzysza, który potrafił uczcić cześć zmarłego żołnierza. 28 lipca 1661 roku w obozie wojska
litewskiego zmarł pocztowy Poczobuta, nazwiskiem
Kuczyński. Jak wspomina nasz husarz[1],
czeladnik mój (…) zachorował na gorączkę
i tylko tydzień chorowawszy, umarł, który mi był bardzo potrzebny i wygodny, za
co mu niech Bóg da wiekuistą światłość. Pan Jan postanowił uhonorować
pocztowego, wyprawiając mu nietypowy (jak na czeladnika) pogrzeb:
A ja mu też, zawdzięczając
usługi onego, sprawiłem pogrzeb porządkiem wojskowym, z muzyką wojskową, i ze
stem pachołków zbrojnych prowadziłem ciało jego przez majdan na cmentarz
kościoła Ojców Bernardynów; gdzie, gdy w dół spuszczano trumnę, po trzykroć
wszystka ta czeladź dała ognia. Kapłanów kilku mszę świętą za duszyczkę jego
odprawili, tak się ceremonia przy jego pogrzebie odprawiła.
Niezwykle ciekawy to opis, bodaj jedyny opisany[2]
przypadek tak wystawnego pochówku pocztowego – czyli żołnierza stojącego
relatywnie nisko w wojskowej hierarchii. Musiał mu pan Jan wiele zawdzięczać…
Witam. Jeśli coś mogę zasugerować to mógłbyś opisać przygody pana Jana z niedźwiedziami. Trochę tego było: polowanie w którym pan Jan oszczepem (włócznią) ranił niedźwiedzia, za co zresztą pan Poczobut przypłacił ciężką raną głowy; spotkanie pana Jana z piastunem, któremu stanął kopytem końskim na stopie a co skończyło się awanturą z niedźwiedzicą czy niefortunne polowanie w którym znajomy pana Jana z pistoletami w ręku wchodził do niedźwiedziej gawry (kurcze, mieli fantazje). Dla mnie to jeden z ciekawszych pamiętnikarzy, choć Pasek jeśli chodzi o narracje i swobodę pióra to jednak nr 1
OdpowiedzUsuńPrzygody pana Jana z niedźwiedziami już są na blogu:
Usuńhttp://kadrinazi.blogspot.co.uk/search/label/nied%C5%BAwied%C5%BA