Dwukrotnie opisywałem- tutaj i tutaj – burdę do jakiej
doszło w czasie negocjacji polsko-szwedzkich w 1635 roku. Znalazłem jeszcze jeden,
dość obszerny, opis tej sytuacji, tym razem z listu Janusza Radziwiłła do jego
ojca, Krzysztofa II Radziwiłła. Historia przepiękna, więc warto ją przytoczyć.
Kommissarze nasi
nastawać zaczęli, kazali Szwedowie w bębny i trąby uderzyć (a było szwedzkich
rajtarów kompanji dwie i jedna piesza). Nasi Panowie Kommissarze usłyszawszy
trąby powiedzieli Panom Mediatorom: Że tu trąbkami nas nie ustraszą; i posłali
żeby też i nasi uderzyli w trąby i bębny (a były nasze chorągwie Usarskie P.
Starosty Puckiego i P. Niemirycza[1]).
Tam któryś niecnota przybiegłszy do chorągwi krzyknął: „Panowie do koni! Biją,
Kommissarzów wzięto!”. A właśnie wtenczas towarzystwo do pierścieni biegało[2] i
kilkadziesiąt Szwedzkich przypatrywali się. Nasi troszeczkę też sobie byli podpili;
bez porządku zaraz na tych co się gonitwom przypatrywali wsiedli, siekli,
wjechali na nich aż na namioty Kommissarskie. Nasi wypadli hamować, a Szwedzcy
Kommissarze dopadłszy karet w nogi. Wrangiel[3]
wpadł na koń, ludzie sporządził[4], a
trzeci kornet Szwedzów nie wiedzieć zkąd się urodził[5].
Piechota p. Hetmana [Stanisława Koniecpolskiego] co przy Kommissarzach i
piechota P. Wojewody Bełzkiego[6]
zaraz namioty Kommissarzów zastąpiła. Nasi bez porządku zaczęli te rzecz byli,
pewnieby ich tam Szwedzi wyćwiczyli.
Nasi Kommissarze w strachu byli, osobliwie P. Pernawski[7], P.
Starosta Kościerzyński[8] i
insi co po cudoziemsku chodzą, bo pijani ludzie zaraz poczęli wołać „Bić
wszystkich co w pludrach, bo to wszystko zdrajcy!”. Z naszej strony masz
jednego rannego, jeno jeden trębacz. P. Hetman bardzo frasowny i boję się, że
komu tej gry przypłacić przyjdzie.
Jak widzimy towarzystwo popiło sobie i zagrała w nich gorąca
krew sarmacka. Na szczęście cała rzecz rozeszła się „po kościach”…
[1] Jerzy
Niemirycz.
[2] Znane
ćwiczenie husarskie. Jak to opisywał Gloger w Encyklopedii Staropolskiej: „Rycerz, goniący w całym pędzie konia,
usiłował trafić kopją w pierścień, wiszący na sznurze. Stopień jego zręczności
sędziowie oznaczali liczbą. Kto pierścień wdział na kopję, zapisywano mu 6, kto
górą weń uderzył, miał 3, dołem 2, a kto z boków — ten dostawał najniższą
liczbę 1. Rycerze gonitwę kilkakroć powtarzali. Kto kopją sznur przeniósł,
tracił wszystkie razy, równie jak ten, komu noga ze strzemienia wypadła, albo
hełm spadł z głowy. Kto kopję złamał albo ziemi nią dotknął, musiał opuścić
szranki”
[3] Herman
Wrangel.
[4] Ustawił
w szyku.
[5] Pojawił.
[6] Rafał
Leszczyński
[7] Ernest
Magnus Denhoff.
[8] Jeden z
Weiherów? Jakoś nie mogę go zidentyfikować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz