Szarańcza przyleciała na całą ziemię
egipską i opuściła się na cały kraj egipski tak licznie, że tyle szarańczy nie
było dotąd ani nie będzie nigdy. I
pokryła powierzchnię całej ziemi. I ciemną stała się ziemia od szarańczy w
takiej ilości. [Szarańcza] pożarła wszelką trawę ziemi i wszelki owoc z drzewa,
który pozostał po gradzie, i nie pozostało nic zielonego na drzewach i nic z
roślinności polnej w całej ziemi egipskiej. [Księga Wyjścia, 10]
Tak mi się
biblijna plaga skojarzyła, gdy znalazłem ciekawy zapisek z 1690 roku:
Tegoż roku 1690 die 29 augusti
przyszła szarańcza do Zamościa o godzinie dwunastej w samo południe w dzień
wtorkowy, która leciała nie przestając godzin cztery zegarowych tak wielka, że
przez te godzin cztery słońca nie widno było, która cokolwiek zdybała na ten
czas na polu, wszystko zjadła, nawet i trawy wyjadła. A jak siadła na drzewie,
to aż gałęzie do ziemie przyginała. Jednak poszła ku Wiśle, druga tu
zazimowawszy pozdychała. Potym pokazała się w polach na wiosnę mało co, ale i
ta zginęła.
Musiał to
być straszny widok, pewnie nie jednemu przypomniał się wtedy fragment ze
Starego Testamentu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz