Niebezpiecznie
bywało w Rzplitej, oj niebezpiecznie – nawet w czasie pokoju… Czasami obuszki
szły w ruch, czasem pistolety i rusznice, a i zwierz dziki mógł na człeka z
kniei wypaść. Bardzo ciekawą historię opisał mój ulubiony pamiętnikarz Jan Władysław
Poczobut Odlanicki. W czerwcu 1683 roku wracał on sobie do domu z kościoła gdy
nagle zastąpiła mi niedźwiedzica z
wielkim impetem drogę, mając przy sobie piastuna, a ja syna mego Adama i
siostrzana, Pana Wiktora Szykiera, z którą musiałem się aperito spotkać, mając
młode dziatki w assystencyi sobie, bo czeladź pijana wszystka pozostała w
zadzie. Jakoż gdym ją okurzył, niemal w bok włożywszy, strąciłem ją z impetu do
mnie przypadającej, że i piastuna przed sobą mającego musiała odbiedz, na
któregom gdym goniąc koniem nastąpił na łapę, wszak i ryk wielki uczynił, a
wtem koń mój uląkszy się, w bok sunął, żem musiał spaść z konia. W tym czeladź
nadbiegła, już nic nie radzili i piastunowi, bo się w gęstwinę wbił; i takeśmy
bez obłowu dobrze zdrowi tę gonitwę skończyli.
Ciekawy
dzionek, ciekawe kto bardziej się przestraszył w tym spotkaniu?
Odnośnie zmian - lepiej i czytelnij.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Tak już więc zostanie.
OdpowiedzUsuń