Żywot na
terenach zagrożonych przez Tatarów nie należał do najłatwiejszych, niczym miecz
Damoklesa wisiała bowiem nad tubylcami groźba tatarskiego rajdu. Nic więc
dziwnego, że ziemia rodziła tam ludzi twardych i zaradnych, którzy na widok
ordyńców nie wahali się sięgać po rusznicę czy cep. Znalazłem – zapewne w
jakimś stopniu apokryficzną – powiastkę o dzielnej obrończyni domostwa, która
nie dała Tatarom przystępu do swojego sioła:
Pewna białogłowa podle Nowego Miasta,
gdy mąż z chłopcami do lasu pojechał pozostała w domu i zabrawszy niektóre
rzeczy pośpieszyć chciała za mężem, wtem Tatarzy do wsi wtargnęli. Przez to
drogę jej odcięli i nie ważyła się domu opuścić. Gdy pierwszy Tatar chciał wejść
do domu, ona ukrywszy się za drzwiami z cepem w ręku w łeb go wyrżnęła, padł
zaraz; obdarła go i trupa zaciągnęła do komory. Inny nadszedł i jego w ten
sposób zabiła i złapała. Trzeci zaś jak i tamci, konia uwiązawszy u płotu
wszedł, zabiła go także i tak do siódmego. Inni widząc konie uwiązane rzekli po
rusku ‘już tam są nasi’ i przeszli. Konie sobie zachowała i to, co ludzie owi
mieli przy sobie zabrała. Dziedzic tej wsi konie i broń za 40 czerwonych
złotych od niej kupił.
Oj, trzeba przyznać
że niewiasta to była niezwykle zaradna, a i cepem machała że husycki cepnik by
się nie powstydził.
Mąż musiał potem potulny być, a i dzieciaki pewnie jej nie podskakiwały za bardzo :)
OdpowiedzUsuńGenialne!
OdpowiedzUsuńToż to Amazonka! Ale dlaczego Tatarzy oni po rusku gadali?
OdpowiedzUsuńŻeby i pani z cepem mogła zrozumieć ;)
Usuń