Z księgi horroru XVII-wiecznego tym razem atak żmii (jak
sądzę po opisie) na hajduka służącego Albrychtowi Stanisławowi Radziwiłłowi.
Rzecz działa się latem 1642 roku, a jak to relacjonował kanclerz wielki litewski:
Ku końcowi tego
m[iesią]ca mój hajduk na świeżem
sianie się położył: któremu, otworzywszy gębę, śpiącemu jadowita bestya w
gardło wlazła; poczuł nieborak wchodzącą gardło już bestyą, ale już sobie nie
mógł poradzić. Czuł rżnięcia wielkie wewnątrz, aż po lekarstwo zdechła już
bestya jest wyrzucona.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło (no może nie
dla żmii), ale za to hajduk bez wątpienia najadł się strachu…
I ten hajduk coś takiego przeżył?! Pewnie więc nie była to żmija, tylko jakiś wąż, który wypełzł któremuś szkockiemu najemnikowi z kieszeni i w kąsaniu był bardzo oszczędny.
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam, od razu z kieszeni szkockiego najemnika ;)
OdpowiedzUsuń