Elżbieta I miała szczęście w nieszczęściu do niedoszłych zamachowców. Nieszczęściem był fakt, że katoliccy spiskowcy (rodzimi i zagraniczni) próbowali pozbyć się władczyni, mając nadzieję, że jej śmierć pozwoli na powrót Anglii w obręb wpływów Rzymu. Szczęściem królowej był sir Francis Walsingham, szef jej wywiadu, kontrwywiadu i tajnej policji, który za pomocą szerokiej sieci szpiegów (Kit Marlowe anyone?) dusił wszelkie spiski w zarodku. Dziś opowiastka o niedoszłym zamachu na Elżbietę, który skończył się na fazie planowania – czy raczej chwalenia się planowaniem – ale miał nader niemiłe skutki dla kilku gentelmanów.
Szlachcic z Warwickshire, niejaki Somerville (lub Somerfield) w gronie znajomych podał pomysł, ze uda się do Londynu i zastrzeli królową podczas jej przejażdżki konnej. Miał on zamiar podjechać do królowej i zastrzelić ją z swojego dagga (pistoletu). Chwaląc się pomysłem miał też powiedzieć, że ma nadzieję ujrzeć głowę królowej nabitą na pikę, jest ona albowiem wężem i żmiją [nie był chyba najlepszym ofiologiem). Jak się zdaje niedoszły zamachowiec nie miał zbyt równo pod sufitem, przechwalając się pomysłem w dosyć szerokim gronie. Jakiś usłużny doniósł o całej aferze jednemu z psów gończych sir Francisa i szlachcic, a na dokładkę jego teść a także kapelan, trafili do lochu. W trybie przyśpieszonym skazano ich na karę śmierci. Sommervile/Somerfield jednak na szafot nie trafił, znaleziono go bowiem powieszonego w celi. Co prawda zarzekał się wcześniej, że pomysł był wyłącznie jego autorstwa i że nie reprezentował większej grupy, jeden z agentów Walsinghama podał teorię, że to nieznani wspólnicy Sommervile’a pozbyli się go w obawie przed wsypą. Cała ta afera okazała się więc w sumie nader tragiczną farsą…
"Elżbieta I miał szczęście w nieszczęściu do niedoszłych zamachowców."
OdpowiedzUsuńAle Elżbieta nie miał szczęścia do odmiany przez osoby :>
Touche :) Już poprawione, dzięki!
OdpowiedzUsuń