W dzisiejszej recenzji sięgamy po pracę Macieja Hubki Jazda polska doby Wazów. Organizacja,
uzbrojenie, taktyka. Ukazała się ona w 2007 roku, nakładem Naukowego
Wydawnictwa Piotrkowskiego. Co prawda nie jestem tego pewien, wydaje mi się
jednak że jest to publikacja pracy licencjackiej lub magisterskiej Autora - stąd też bardzo mały nakład (100+20 egzemplarzy).
Temat niezwykle rozległy, wszak okres panowania trzech Wazów to lata 1588-1668,
sporo się w tym czasie w polskiej wojskowości działo. W nasze ręce trafia
praca, która ma raptem ok. 170 stron, włącznie z bibliografią i ilustracjami (o
czym wspomnę dalej).
Praca podzielona jest na cztery rozdziały:
- w pierwszym z nich Autor omawia ogólnie wojskowości
zachodnio i wschodnioeuropejską, a także rozwój wojskowości europejskiej na
przełomie XVI i XVII wieku
- w rozdziale drugim możemy zapoznać się z ogólnymi
informacji na temat wojskowości za Wazów, od organizacji sił zbrojnych po polską
myśl wojskową
- rozdział trzeci to organizacja i uzbrojenie jazdy polskiej
w omawianym okresie, podzielone na dwa podrozdziały, opisujące autorament
narodowy i cudzoziemski
- rozdział ostatni to taktyka jazdy: przeznaczenie bojowe
poszczególnych formacji, użycie jazdy w skali taktycznej i operacyjnej
Następnie możemy się zapoznać z krótkim podsumowaniem, a
także bibliografią. Tu zatrzymam się na chwilę, bo to ważne. Autor wymienia tam
archiwalia, acz podaje tylko ogólne nazwy z AGADu, zresztą bardzo mało źródeł
tego typu uświadczymy w pracy. Następnie mamy listę źródeł publikowanych –
zaledwie 15, po nich znacznie większą listę opracowań i artykułów, aż po strony
internetowe jako wpis o husarii na wikiperii , strony kismeta.com czy husaria.jest.pl.
Widzimy tu więc główny problem niniejszej pracy – jest to zbiorcze opracowanie,
bez pracy na źródłach i próby zweryfikowania, często błędnych, ustaleń
pokutujących w opracowaniach.
Następnie możemy znaleźć załączniki – jest to kilka
ilustracji i map. Te ostatnie to przedruki z pracy prof. Jana Wimmera Dawne wojsko polskie XVII-XVIII wieku,
które nie wnoszą żadnej wartości do omawianej książki. Ilustracje to
standardowy zestaw kilku rycin z pracy płka. Gembarzewskiego, do tego człowieka
może głowa rozboleć gdy widzi podpis dragonia
– jazda cudzoziemskiego autoramentu. Do tego kilka zdjęć z Wikipedii, a na
koniec wisienka na torcie, czyli grafiki wzięte żywcem z Ospreya o armii
szwedzkiej – oj, chyba ktoś się nie przejmował prawami autorskimi.
A teraz najważniejsze, czyli próba oceny merytorycznej
pracy. No i tu niestety jest słabo… Zaznaczyłem już powyżej, że mamy tu do
czynienia z kompilacją informacji z różnych opracowań, co prowadzi do bardzo
dziwnych ustaleń i powtarzania utartych mitów i błędów. Kilka co ciekawszych
perełek:
- szwedzka fanika to
dla Autora batalion, chociaż była to chorągiew
- szwedzki regiment jazdy za Gustawa II Adolfa miał być
podzielony na 2 skwadrony po 2 kompanie. To taka bzdura, że nawet nie wiem skąd
się wzięła…
- mit o zniesieniu karakolu przez powyższego władcę ma się
tu dobrze
- w Turcji według Autora mieliśmy Konstantynopol. Rozumiem,
że można się nie zgodzić z upadkiem Bizancjum, ale bez przesady (edit: wskazano mi jednak, że oficjalnie nazwa została zastąpiona 'Stambułem' w 1930 roku, do tego czasu używano obydwu. Niech więc i tak będzie, nie taki błąd jak napisałem)
- deli jako konna gwardia sułtana
- w jednym miejscu zachodni kirasjerzy = rajtarzy, w innym
rajtarzy funkcjonują obok kirasjerów i arkebuzerów
A to tylko z pierwszego rozdziału… Czasami ma się wrażenie,
że Autor ma słabe rozeznanie w XVII wiecznej wojskowości, pisząc np. że
najwybitniejszym teoretykiem epoki[1]
był marszałek Montecuccoli. Tak jakby nie istniały prace z początku XVII wieku,
które miały tak ogromną wpływ na wojskowość europejską.
Czytając rozdziały dotyczące armii polskiej wciąż napotykamy
wołające o pomstę do nieba „rewelacje”. Husaria poniosła klęskę pod Gniewem, a
szarża pod Mitawą w 1622 roku załamała się pod ogniem muszkietów – klasyczny przykład.
W armii polskiej istniała, według Autora, arkebuzeria. Tutaj jednak może to być
kwestia błędu redakcji, która poprawiła arkabuzerię na arkebuzerię. Absolutną
perełką jest zdanie szabla husarska nie
dała rapierowi żadnych szans, dotyczące bitwy pod Trzcianą. Autor stawia
znak równości pomiędzy jazdą kozacką, pancernymi i petyhorcami, co jest kwestią
bardzo dyskusyjną. W jeździe lekkiej Autor wyróżnia chorągwie Tatarów litewskich, chorągwie wołoskie i lisowczyków, opisując
(i mocno mitologizując) tylko tych ostatnich, którzy odegrali wszak dość
epizodyczną rolę w okresie omawianym w książce. Brak informacji o wyposażeniu
chorągwi tatarskich[2] i
wołoskich.
Autor zalicza dragonię do formacji jezdnej i omawia ją jak inne jednostki jazdy, co według
mnie jest ujęciem błędnym. Nie jest bowiem prawdą stwierdzenie, że dragonia w realiach XVII-wiecznej wojskowości
polskiej pełniła rolę jazdy. Rajtaria w armiach Europy Zachodniej dzieli
się na kartach tej pracy na lżejszą pod
względem uzbrojenia i cięższą odmianę. Podpowiem Autorowi – to nieprawda,
bo też samo określenie ‘rajtaria’ jest pojemnym workiem do którego w polskiej
historiografii wrzucano co się dało. Jak już pisałem na blogu, obok siebie
istniały formacje kirasjerów, arkebuzerów i rajtarów (czarnych jeźdźców); jedno
nie szkodziło drugiemu. Nie mamy też dostatecznych danych by stwierdzić, jak to
zrobił Autor, że w wojsku polskim dominowała owa cięższa wersja rajtarii. Kolejna perełka to oczywiście używanie
fryzów w formacjach rajtarii, a i dragonii.
Prześliczny, a jakże błędny, jest opis uzbrojenia ochronnego
dragonii: w postaci łosiowego koletu oraz
futrzanego kołpaka podszywanego śliskiem materiałem. Do tego kolet ten miał
być przez rajtarów i kirasjerów noszony pod pancerzem.
Jest jeszcze rozdział o taktyce, ale – jak to pisał Mark
Twain – opuśćmy zasłonę miłosierdzia, już i tak się rozpisałem.
W pracy mamy też problemy językowe, chociaż tu winić można i
redaktora. Na przykład kuriozalne piechota
używała arkebuz czy jako broni palnej
dragoni używali arkebuz. Autor
też w kilku miejscach nadużywa określenia auxilia,
opisując jazdę wspierającą husarię. Powtórzone w dwóch miejscach określenia
pułhak nijak nie mogę wytłumaczyć,
nie jest to cytat, więc ortograf jak nic…
Końcowa ocena [według rankingu: trzeba mieć- można mieć- lepiej odpuścić – zdecydowanie unikać] to zdecydowanie
unikać [przykro mi, ale nie jestem w stanie w żadnym aspekcie pochwalić tej
pracy i zachęcić do lektury]
Czolem,
OdpowiedzUsuńpodzielam opinie, niestety, porazka i przyklad dzialania 'sil Ciemnosci' - ;)
Swoja droga czytales moze 'W sluzbie polskiego krola'mosci Plewczynskiego - NapoleonV - ja wlasnie dostalem na Gwiazdke, i na ten moment przegladam rozdzial o Niemcach (nota bene brak jest osobnego rozdzialu o Pomorzanach i Slazakach)
wesolego a Szczesliwego Nowego 2016
Tak, mam tę książkę Plewczyńskiego - podoba mi się, też będę ją recenzował na blogu.
UsuńOby Nowy Rok nie był gorszy Dario, czego Tobie i sobie życzę :)
Co do nazwy stolicy Turcji, to do 1930 roku nosiła ona nazwę "Konstantiniyya", co można sobie obejrzeć na wszystkich monetach osmańskich bitych w tym mieście- na awersie jest formuła "duribe fi Konstantiniyya" (wybito w Konstantynijji).
OdpowiedzUsuńNie chciałbym nastąpić na odcisk znanemu wielbicielowi i znawcy rajtarii, ale przydałoby się raczej redukować, niż pogłębiać zamęt terminologiczny związany z tą formacją. Co się wrzucało pod tą etykietę w polskiej historiografii to jedno, a użycie tego słowa w epoce to drugie - właściwy wydaje się powrót do znaczenia z epoki. A w epoce określano tak w RON wszelką jazdę typu zachodniego w służbie własnej bądź cudzej - ni mniej, ni więcej. Pod tym względem rajtaria faktycznie dzieliła się na cięższą (kirasjerzy) i lżejszą (arkebuzerzy, szwedzcy läte ryttare itd.) odmianę. Nie jest mi znany przypadek, aby w ówczesnym piśmiennictwie polskim używano słowa "rajtaria" do odróżniania Schwarze Reiters od innych formacji niemieckich. Tym samym nie wydaje mi się właściwe współczesne łączenie słowa "rajtarzy" z Czarnymi Jeźdźcami. Analogicznie do tego, jak bardzo naciskasz na niemieszanie arkabuzerów (polska jazda) i arkebuzerów (zachodnia jazda).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jestem wielbicielem, ale znawcą to już nie - zresztą nie sądzę by kogokolwiek z polskich badaczy można tak nazwać :)
UsuńCo do Twojej uwagi - wskazywałem w recenzji na misz-masz pojęć ze strony autora, to że słowo 'rajtaria' w języku polskim ma cholernie szerokie znaczenie to już zupełnie inna bajka. Główny problem polega imho na tym, że nie wiemy dokładnie jak 'nasza' rajtaria się prezentowała: źródeł jest na tyle mało, że trudno sobie wyrobić jakieś dokładniejszy obraz tego czy dany oddział był bardziej zbliżony do kirasjerów, arkebuzerów czy demi-kirasjerów/Czarnych Jeźdźców. Ciekawe jest, że szwedzkie źródła są nieco dokładniejsze określeniu polskiej jazdy, np. dla wojny o ujście Wisły nazywając chorągiew arkabuzerii kirasjerami, a wszystkie jednostki koronnej rajtarii 'niemieckimi jeźdźcami'.
'Nasza' rajtaria prezentowała się zapewne przeróżnie. Wydaje się, że za ważniejsze przyjmowano pochodzenie od niemieckiego wzorca i nacisk na broń palną niż poziom uzbrojenia ochronnego. Choć czasami podkreślano, że niektórzy byli 'kiryśnikami'.
OdpowiedzUsuńKojarzę określenie husarii kiryśnikami (w Inflantach), ale nie rajtarów.
UsuńW kilku źródłach z pierwszej połowy XVII wieku mamy podkreślenie, że biedna ;) rajtaria w danej kampanii nie miała zbroi, więc jednak był to jakiś standard jakiego od niej wymagano. Ogier pisał wszak o 'całych uzbrojonych' rajtarach z 1635 roku, mamy też szwedzkie określenie litewskiej rajtarii z 1625 roku jako 'demi kirasjerów' (a to jednak oznaczałoby uzbrojenie ochronne).
Kojarzę przynajmniej jeszcze jedno określenie husarii kiryśnikami (czyżby z armii 1635 roku?), ale jestem też przekonany, że widziałem też określenie cudzych rajtarów jako kiryśników.
OdpowiedzUsuńNie noszenie jakiejkolwiek zbroi przez jakichkolwiek rajtarów w 1 poł. XVII wieku rzeczywiście musiało wywoływać zdziwienie - wtedy jeszcze w takim stroju to występowali co najwyżej Szwedzi. Chyba dopiero końcówka Wojny Trzydziestoletniej oduczyła używania zbroi.
w 1622 roku wybranych husarzy w czasie negocjacji w Inflantach nazwano kiryśnikami, ale użycia tego dla rajtarów nie kojarzę.
UsuńSzwedzi już de facto od 1632 roku zaczynali dawać sobie spokój z uzbrojeniem ochronnym, po 1634 roku to mniej lub więcej było pewnie regułą. Niby jeszcze w 'Potopie' krajowa rajtaria szwedzka regulaminowo miała napierśnik, naplecznik i szyszak, ale prawdopodobnie nic z tego nie zabrano na wyprawę do Polski.