Listonosz przyniósł
mi dziś książkę na którą długo czekałem, więc wpis będzie mini-recenzją połączoną
z pewną ciekawostką. Praca która leży przede mną to Danish troops in the Williamite army in Ireland, 1689-91, autorstwa
Kjelda Halda Galstera (Four Court Press, Dublin 2012 – powyżej okładka ze
strony wydawcy). Książka nie należy do najtańszych (45 euro z przesyłką na
stronie wydawcy, ja kupiłem za podobną cenę na brytyjskim Amazonie), ale jest
to 249 stron wartych swojej ceny. Duński autor zajął się wnikliwą analizą
udziału swoich ziomków w walkach w Irlandii w latach 1689-91. Duńczycy wchodzili
w skład brytyjsko-niderlandzko-duńskiej armii Wilhelma III, walcząc m.in. w
słynnej bitwie pod Boyne. K.H.Galster, w oparciu o liczne źródła brytyjskie i
duńskie, opisuje organizację wojsk duńskich (wspominając także o pozostałych
siłach armii sprzymierzonych i ich irlandzko-francuskich przeciwnikach),
przygotowania do wyprawy irlandzkiej i przebieg walk. Wszystko to obficie
okraszone niezwykle interesującymi cytatami źródłowymi, więc pewnie to i owo
sobie na blog pożyczę. Serdecznie polecam tym którzy interesują się wojskowości
przełomu XVII i XVIII wieku, historią armii brytyjskiej czy dojścia Wilhelma
III do władzy.
A na zachętę
smaczek ukazujący specyfikę duńskich wojsk posiłkowych. Kontyngent który
Chrystian V wypożyczył Wilhelmowi III składał się z 9 regimentów piechoty i 3 regimentów jazdy: łącznie ok. 6000
piechurów i 1000 kawalerzystów. Chociaż oficjalnie było to zgrupowanie „duńskie”
jego charakter był wysoce międzynarodowe, co świetnie unaocznia spojrzenie na
kadrę oficerską. Duńczycy i Norwegowie stanowili – paradoksalnie – jej mniejszą
część. Reszta oficerów pochodziła z przeróżnych zakątków Europy: niemiecka
szlachta z państw i państewek leżących na terenie dzisiejszych Niemiec, Szkot,
Szwajcar i francuscy hugenoci; żeby wymienić tylko kilku. Galster najlepiej
ukazuje to na przykładzie najważniejszych oficerów:
- dowódca korpusu duńskiego
to generał porucznik Ferdynand Wilhelm diuk Wurttemberg-Neustadt,
czyli przedstawiciel niemieckiej szlachty
- dowódcą brygady
piechoty był Brandenburczyk, generał major Julius Ernst von Tettau, notabene służący
w sztabie armii norweskiej
- na czele
kawalerii stał Frederic Henri de Suzannet, markiz de la Forest czyli francuski
hugenota
- głównym komisarzem
armii (bez skojarzeń z Armią Czerwoną – chodzi tu o odpowiednik głównego
kwatermistrza) był Jens Rosenheim, który przed nadaniem duńskiego szlachectwa
nazywał się Jens Toller i pochodził z Norwegii.
Najlepszy w tym
wszystkim – zwłaszcza w kontekście tego, że walczono w Irlandii przeciw wojskom
francuskim – był fakt, że duńscy oficerowie posługiwali się w rozmowach właśnie
językiem francuskim, jako zrozumiałym dla każdego spośród kadry korpusu. Ech,
chyba gdzieś w oddali słychać chichot historii…
Język francuski jeszcze długo pełnił funkcję języka międzynarodowego, jak wcześniej łacina, a później- angielski. Podobny paradoks występuje w wojnach napoleońskich, gdzie często zdarzało się, że koalicjanci porozumiewali się właśnie po francusku ;)
OdpowiedzUsuńTak, to był piękny czas kiedy to właśnie francuski był lingua franca :)
OdpowiedzUsuńSlona cena - moze pojawi sie na Amazon w US za 'przyzwoita' sume. Nota bene te walki w Iralndii to czesc owej slynnej a ostatniej jakze pomyslnej Inwazjy Anglii aka Glorious Revolution- ostatnio troche poczytalem dokumentow o samej bitwie nad Boyne, w sumei to raczej taka 'potyczka' . Krol Jakub II byl slabym wodzem, zreszta Wilhelm Oranski takze nietegim, ale armie mial lepsza i morale wysokie. 'Dunscy' zolnierze bardzo sie przydali Williamitom, ba! mozna powiedziec wiecej - wrecz stanowili trzon. A ze bylo wielu hegenotow u Wilhelma, coz Ludiwk XIV byl baranem jakich malo i robil wszystko zeby im zycie we Francji umilic, odwolujac Edykt nantejski w 1685 i wywolujac masowa emigracje hugenotow a i moze sama Glorious Revolution in konsekwencji?. Paradoksalne, ze Anglicy nie nazywaja Wilhelma Oranskiego Zdobywca Bis :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ drugim obiegiem tej książki może być problem, nakład raczej nie jest zbyt duży, ale może się uda.
OdpowiedzUsuńCo do Boyne - biorąc pod uwagę użyte siły to zdecydowanie jest to bitwa Dario, inaczej moglibyśmy znaczną część bitew z historii Rzplitej nazywać potyczkami ;)
Co do edyktu z Fontainebleau - drenaż ważnej części społeczeństwa była na pewno sporą stratą dla Francji, a zyskiem dla innych krajów; w sumie można jednak rozumieć czemu się Ludwik XIV na to zdecydował. Historycy do dziś są podzieleni na temat tego jak dużo hugenotów opuściło Francję, więc jak zwykle nie jest to takie proste zagadnienie. No i nazwać Louis le Grand baranem - a fe, wstydź się Dario, wstydź :)
Boyne - jak to mowia Rosjanie - 'just teasing' - kibicowalem Jakobitom i wciaz kibicuje, jakos nie lubie Windsorow, nie tylko za ich wroga postawe w naszej historii.
OdpowiedzUsuń...co do Ludwika, eh jezdzac po zachodniej czesci Niemiec,, zwlaszcza miedzy Renem a granica francuska w Palatynacie nie mozna oprzec sie wrazeniu ze te wszystkie zrujonowane zamki, zrabowane koscioly (jak ta przepiekna katedra w Spirze), wyrzniete populacje ludnosci to dzielo jakis barbarzyncow i hord mongolsko-sowiecko-hitlerowskich. A tu niespodzianka, to efekt edyktu Krola Slonce, ktory kazal uczynic z Palatynatu pustynie i jego wierna armia francuska rozkaz wykonala 1688-96 :) ... na dodatek ani ten wladca byl Alksandrem Wielkim ani Napoleonem, przypomina jedynie bardzo typowego wysokiego urzednika czy polityka czasow dzisiejszych .. ergo sie nie wstydze.
Ale to juz inna historia.